English
Varia
Anita Piotrowska: Turcy nadchodzą

Nie mają kompleksów, nie muszą uwodzić zachodniego widza lokalną egzotyką.

W dokumentalnym filmie "Crossing the Bridge. The Sound of Istanbul" (w Polsce znanym pod tytułem "Życie jest muzyką") niemiecko-turecki reżyser Fatih Akin odkrywa dla nas dawną stolicę nad Bosforem poprzez dźwięki, jakie można usłyszeć na tamtejszych ulicach, w klubach muzycznych, w lokalnych rozgłośniach radiowych. Choć Stambuł to nie cała Turcja, film Akina okazuje się doskonałym przewodnikiem po kraju dotychczas obcym, z jego kulturowym rozdarciem symbolizowanym przez bosforski most. Oto w jednym miejscu styka się ze sobą duch europejskich metropolii i prowincjonalna Anatolia, bizantyńsko-osmańskie dziedzictwo i nowoczesny kraj targany społecznymi niepokojami, etnicznymi waśniami, skrajnymi wizjami współczesnej tureckości. Oglądamy Turcję, w której wirujący derwisze tańczą do transowej, klubowej muzyki, Kurdyjka Aynur Doğan śpiewa w przypominającym świątynię XVIII-wiecznym hammanie, młody muzyk o pseudonimie Ceza rapuje o ludobójstwie, podczas gdy sędziwa Müzeyyen Senar odśpiewawszy swoje, wypija duszkiem szklankę raki, po czym tłucze ją dziarskim gestem o podłogę.

Wiatr ze Wschodu

Już drugą dekadę kinematografia turecka przeżywa swój artystyczny rozkwit. Tacy twórcy jak Nuri Bilge Ceylan, Zeki Demirkubuz, Reha Erdem, Derviş Zaim czy Yeşim Ustaoğlu, wypłynęli na szerokie wody w latach 90. Nazywani dla wygody turecką Nową Falą, stanowili grupę osobnych twórczych indywidualności, działających poza głównym systemem produkcyjnym Republiki Tureckiej, reprezentowanym przez stambulskie wytwórnie Yeşilçam. Postawili na kino niezależne, niskobudżetowe, będące wypowiedzią autorską i dotykające spraw, które tureccy filmowcy penetrowali dotychczas niechętnie. Nic dziwnego, że łaknące świeżej krwi międzynarodowe festiwale z Cannes i Berlinem na czele, natychmiast dostrzegły ogromny potencjał kina znad Bosforu, a szczególny klimat polityczny jeszcze bardziej zwrócił uwagę świata na słabo dotychczas rozpoznawalną kinematografię 70-milionowego kraju.

Niezależnie od metryki i politycznych przekonań, twórcy nowego kina tureckiego są w dużej mierze dziećmi wojskowego zamachu stanu z września 1980 roku, który był potężnym społecznym wstrząsem, nie tylko dla tureckich elit kulturalnych, kwestionując pojęcie indywidualnej wolności na różnych poziomach jej rozumienia. Filmy tureckie ostatnich dwóch dekad rzadko w bezpośredni sposób komentują sytuacje polityczną swego kraju, nie angażują się w publicystyczne polemiki. Kino Demirkubuza czy Ustaoğlu nosi pewne znamiona "emigracji wewnętrznej", wydaje się ucieczką w świat historii intymnych i wysmakowanej artystycznej ekspresji na wzór europejskiego kina wielkich mistrzów. Wystarczy jednak znajomość drobnego faktu: Demirkubuz był we wczesnej młodości więźniem politycznym, by jego gwałtowne, filozofujące kino odczytywać z zupełnie innej perspektywy. Dla twórcy "Bloku C" (1994) więzieniem bywa życie w społecznych enklawach - jak w tytułowym apartamentowcu ze stambulskiej dzielnicy Ataköy. Więzienie może też oznaczać przystosowanie się do narzuconej przez innych rutyny dnia codziennego. Największe jednak zniewolenie jest pochodną naszych namiętności - tych uwolnionych, dostarczających chwilowej namiastki sensu w coraz bardziej pustym, zeświecczonym świecie. Demirkubuz, erudyta wykształcony na europejskiej literaturze, jest piewcą upadku człowieka wydanego na pastwę zgubnych afektów. W takich filmach, jak "Niewinność" (1997), "Wyznanie" (2001) czy "Przeznaczenie" (2006) stężenie zazdrości, pożądania, fatalistycznej melancholii powoduje niemal katartyczny wstrząs. Melodramatyczne z pozoru historie wrzuca reżyser we wrzący strumień życia dzisiejszej Turcji, dalekiej od pocztówkowego wizerunku, odartej ze splendoru wielkiej historii, podpatrywanej z bliska, od wytartej podszewki.

Stare i nowe

Podobny dokumentalny nerw pozwalający przyjrzeć się "żywej" tureckiej ulicy przynosi kino Yeşim Ustaoğlu, a w szczególności jej obsypana nagrodami "Podróż ku słońcu" (1999) ze zdjęciami Jacka Petryckiego. Stambuł, jaki widzimy w tym filmie, to niegościnna. przeludniona ziemia obiecana, miasto różnej maści migrantów i uchodźców, w którym los kurdyjskiego chłopca zabitego podczas demonstracji okaże się zdumiewająco bliski historii tureckiego rówieśnika przybyłego za chlebem z głębokiej prowincji. Po śmierci legendarnego męczennika kurdyjskiej sprawy, reżysera Yılmaza Güneya, niewielu twórców z taką odwagą mierzyło się ze wspomnianą problematyką (jednym z nielicznych jest Kazim Öz, którego "Fotografa" z 2001 roku również zobaczymy na wrocławskim festiwalu). Młoda turecka reżyserka w swoim filmie pokazuje, że ofiary państwowego aparatu represji znajdują się po obu stronach etniczno-politycznego konfliktu. Długa podróż Mehmeta z trumną przyjaciela w kierunku wschodnich rubieży Anatolii staje się okazją do refleksji, czym jest dzisiejsza Turcja - kraj ludzi wykorzenionych i zaszczutych.

Wykorzenienie to wiecznie niezgłębiony temat kinematografii tureckiej. Ustaoğlu dotknęła go raz jeszcze w "Puszce Pandory" (2008), gdzie spowite mgłami miasto nad Bosforem staje się sceną rozpadu wielopokoleniowej rodziny. W przeciwieństwie do trójki dorosłych dzieci przerzucających się odpowiedzialnością za chorą na alzheimera matkę, najbardziej ludzki okaże się zbuntowany małoletni wnuk, na przekór wszystkim zabierający babcię w ostatnią podróż do rodzinnej wioski w górach. Finałowy powrót bohaterki przywołuje motyw często obecny w tureckich filmach - konfrontacji "starego" z "nowym", prowincji z metropolią, tureckości z europejskością. Mistrzem tego rodzaju konfrontacji jest należący do tego samego pokolenia Semih Kaplanoğlu, twórca częściowo u nas znanej trylogii "Jajko", "Mleko" i "Miód" (2007-2010). Jej bohater, poeta Yusuf, w pierwszej części powraca do rodzinnego miasteczka, by pogrzebać dawno niewidzianą matkę. Dopełnienie wymaganego przez staruszkę rytuału ofiarnego zmusza go do dłuższego pobytu w domu jego dzieciństwa, ale także do przyjęcia na siebie oskarżenia o niegdysiejszą zdradę i ucieczkę. W kolejnych ogniwach trylogii cofamy się do wcześniejszych etapów życia Yusufa. W "Mleku" poznajemy go jako młodzieńca, który z przerażaniem obserwuje, jak dotychczas bezpieczny, patriarchalny świat zmienia się pod wpływem nacierającej zewsząd modernizacji.

Próbą ocalenia dawnego porządku w jego mitycznej, zakonserwowanej przez dzieciństwo wersji jest znany wrocławskiej publiczności film "Czasy i wichry" Rehy Erdema, który w kolejnym swoim filmie "Życie Hayat" doszczętnie zburzył dziecięcą idyllę. Koniec niewinności to zresztą temat wczesnego filmu Erdema "Kaç para kaç" (1999), w którym wierny swoim zasadom bohater zostaje wystawiony na ciężką moralną próbę, kiedy w ręce wpadnie mu pozostawiona w taksówce torba wypełnioną grubą gotówką. W "Kropce" (2008) pochodzącego z tureckiej części Cypru Dervişa Zaima - filmie zrealizowanym z finezją kaligrafisty - podobnym kusicielskim fetyszem będzie zabytkowy rękopis Koranu, który przechodząc z rąk do rąk, zmusza bohaterów do postawienia pytań najważniejszych, zakorzenionych od wieków w religijnym prawie, ale dziś coraz bardziej odległych.

Tureckie klimaty

Współczesne kino tureckie stara się uchwycić napięcie, jakiemu podlegają mieszkańcy Wyżyny Anatolijskiej, których nieustannie, choćby w związku z ich europejskimi aspiracjami, przepytuje się w kwestii ich tożsamości, stosunku do demokracji, religii czy kulturowego dziedzictwa. Tureccy reżyserzy nie mają w tym względzie kompleksów, nie czują się też zobowiązani, by owe pytania uporczywie stawiać albo uwodzić zachodniego widza lokalną egzotyką. Nuri Bilge Ceylan, bodaj najbardziej europejski spośród tureckich reżyserów, od lat realizuje swój model kina wzorowanego na najlepszych autorskich tradycjach, w którym wątki głęboko osobiste stają się zaczynem bardziej uniwersalnej diagnozy. W jego twórczości ujawnia się pod tym względem ciekawa ewolucja. Debiutanckie "Miasteczko" (1997) wskrzeszało mityczne dzieciństwo na prowincji, z całą jego magią, ale i goryczą dorastania. "Majowe chmury" (1999) czy "Uzak" (2002) pokazywały nieudane próby nawiązania kontaktu z tamtym wymarłym już światem. Z kolei ostatnie filmy Ceylana, "Klimaty" (2006) i "Trzy małpy" (2008), obrazują duchowe spustoszenie, jakie dokonało się przez lata w mieszkańcach wielkich tureckich miast, niezależnie, czy są to zblazowani intelektualiści, czy podatni na korupcję przedstawiciele klas niższych. Żaden z dzisiejszych tureckich twórców nie potrafi tak jak Ceylan opowiadać o tym spustoszeniu, odwołując się do lokalnego pejzażu: dość przypomnieć przykryty śniegową czapą brzydki Stambuł w "Uzaku", ruiny osmańskiego pałacu İşak Paşa, które odwiedza skrachowane małżeństwo z "Klimatów" czy melancholijne panoramy Bosforu w "Trzech małpach". Hüzün, rodzaj zbiorowej melancholii tak pięknie opisywanej przez Orhana Pamuka, dopada wszystkich dorosłych bohaterów Ceylana. Przyglądając się filmom najwybitniejszych dziś twórców tureckich, rzec by można, iż ów stan ma nad Bosforem charakter powszechny. Biorąc pod uwagę reakcje widzów w Europie i na świecie, można powiedzieć jeszcze więcej: nie jest to przypadłość wyłącznie turecka.

Anira Piotrowska

Moje NH
Strona archiwalna 10. edycji (2010 rok)
Przejdź do strony aktualnej edycji festiwalu:
www.enh.pl
Nawigator
Lipiec-sierpień 2010
PWŚCPSN
192021 22 23 24 25
26 27 28 29 30 31 1
Skocz do cyklu
Szukaj
filmu / reżysera / koncertu:
OK
Indeks A-Z scena muzyczna
© Stowarzyszenie Nowe Horyzonty 2007-2010
festiwal@enh.pl
www.enh.pl
realizacja: Pracownia Pakamera